Blok, który straszy
Czteropiętrowy budynek przy ulicy Raciborskiej 377 stoi przy głównej drodze. Sąsiaduje z komisariatem policji i z Urzędem Stanu Cywilnego. Mieszka w nim ponad dwudziestu lokatorów. Mieszkania mają wykupione na własność. Na własny koszt wymieniają okna, remontują, gipsują ściany. Starają się dbać o czystość na klatce schodowej. Ich wysiłku jednak prawie wcale nie widać, ponieważ cały blok stwarza ponure wrażenie. Brudna elewacja, odpadający tynk i odchylone od ścian balkony, na które strach wejść. W spółdzielni słyszymy tylko obietnice, ale lata mijają i nic się nie dzieje. Wokół bloki jeden po drugim są ocieplane, remontowane, a nasz straszy w centrum miasta. Jest nam wstyd, bo ten dom przypomina po prostu slumsy - denerwują się lokatorzy, którzy przyszli na spotkanie z dziennikarzem „Nowin Wodzisławskich”.
Balkony lecą na głowę
Kupiłam tutaj mieszkanie z balkonem. Myślałam, będzie można na nim stoliczek postawić, krzesła. Kwiatki jakieś posadzić. Tymczasem na tym balkonie w ogóle nie da się siedzieć, bo z góry leci tynk, którym można w głowę oberwać - młoda kobieta pokazuje zaśmieconą resztkami tynku podłogę.
Wchodzimy na balkon, który jest odchylony, jakby za chwilę miał runąć na dół. Kilka dni temu mówili w telewizji, że gdzieś na Śląsku właś-nie taki uszkodzony balkon spadł. A jeśli i u nas dojdzie do takiego wypadku? Czemu nasza spółdzielnia nic nie robi? - oburzają się mieszkańcy. Dodają, że co roku zgłaszają ten problem w Spółdzielni Mieszkaniowej Orłowiec.
Płacimy wszyscy fundusz remontowy. Na rok wychodzi to ponad 600 złotych od lokatora. Na co idą te pieniądze, skoro u nas nic nie jest remontowane? - pytają nasi rozmówcy.
Pijak pod drzwiami
Od dawna mieszkańcy bloku przy ulicy Raciborskiej 377 starają się o zamontowanie domofonów. Gotowi są pokryć ten wydatek z własnej kieszeni, tak jak zresztą powiedziano im w spółdzielni. Lokatorzy załatwili już nawet odpowiednią firmę. Od fachowców usłyszeli jednak, że nie ma mowy o domofonach bez nowych drzwi. Stare się nie nadają. Domofony - zgoda, ale dlaczego my mamy za własne pieniądze kupować nowe drzwi wejściowe, skoro jest to własność spół-dzielni? - denerwują się ludzie.
Póki co, blok jest otwarty. Nocą do środka często wchodzą pijani ludzie i śpią na schodach. A potem my musimy po nich sprzątać - oburza się jedna z kobiet. Dodaje, że ich blok jest chyba jedynym w całych Rydułtowach, w którym nie ma jeszcze domofonów.
Mieszkańcy powoli tracą nadzieję, że coś się w ich bloku zmieni na lepsze.
Iza Salamon