Dajcie nam nadzieję
W wypadku na ul. Pszowskiej Katarzyna Glenc straciła męża, a dwójka jej dzieci trafiła do szpitala. Stan czteroletniego Dominika jest bardzo poważny. Nieco lepiej jest z pięcioletnią Izą. Bezrobotnej mieszkanki Zawady nie stać na długą rehabilitację i lekarstwa dla swoich pociech.
Do tragicznego wypadku doszło 13 lutego ok. godz. 7.30 na granicy Kokoszyc z Wodzisławiem. Zdzisław 29-letnim maluchem wiózł do przedszkola w Jedłowniku 4-letniego Dominika i 5-letnią Izę. Drugi syn, 7-letni Patryk wysiadł kilka minut wcześniej pod szkołą w Zawadzie. To był poniedziałek. W piątek mąż przyszedł z pracy w myjni, gdzie zatrudniany jest dorywczo, w sobotę się wyspał, a w niedzielę wieczorem poszliśmy do pracy na nockę – dorabiamy w sklepie Kaufland przy inwentaryzacji. Na drugi dzień rano wypił kawę, zjadł śniadanie i z dziećmi wyjechał z domu. Do przedszkola już nie dotarł. Policjanci, którzy przyszli do domu powiedzieli tylko, że był wypadek i potrzebna jest mama, bo dzieci płaczą za nią w szpitalu – mówi Katarzyna Glenc. Kobieta dodaje, że ciało męża mogła zobaczyć dopiero w piątek 17 lutego. Do tego czasu nie wierzyła, że zginął. Bardzo kochał dzieci. Miałam nadzieję, że wyszedł z samochodu i widząc co się im stało uciekł w szoku. Niestety sekcja zwłok wykazała, że zginął na miejscu. Pękła wątroba i aorta – dodaje młoda wdowa.
Tatuś jest w szpitalu
Najmłodszy Dominik natychmiast trafił do szpitala w Wodzisławiu. Tutaj go operowano i przewieziono do szpitala w Katowicach-Ligocie. Ma złamane udo, bardzo rozległe obrażenia głowy i obrzęk mózgu. Prawa strona jego ciała jest niewładna. W lepszym stanie jest o rok starsza Iza, która trafiła do szpitala w Rybniku. Ma złamaną nogę i rękę oraz drobniejsze obrażenia. Dzieci nie wiedzą o śmierci ojca. Iza powtarza, że tatuś jest duży i dlatego pojechał do innego szpitala. Jedynie najstarszy Patryk dokładnie wie co się stało. Wstydził się płakać w domu. Zrobił to dopiero na drugi dzień w szkole. Kiedy wychodzę do szpitala to mi mówi, żebym ubrała coś kolorowego. Nie chce żebym chodziła na czarno – mówi kobieta.
Doświadczyła dobra
Na wieść o tragicznym wypadku i sytuacji rodziny swoją pomoc zaoferowało bardzo wielu ludzi. Pracownicy myjni, w której dorywczo pracował Zdzisław przywieźli węgiel, a były szef tej firmy zorganizował zbiórkę pieniędzy. Z pomocą ruszyła także dyrekcja Przedszkola nr 4 w Jedłowniku oraz rodzice posyłający tam dzieci. Powiedzieli mi, że są gotowi do wszelkiej pomocy, żebym tylko powiedziała – mówi Katarzyna Glenc. Podobnie zachowała się dyrektorka SP 16 w Zawadzie Bożena Pluta. 7-letniemu Patrykowi zaoferowała nie tylko bezpłatne obiady, ale także śniadania i podwieczorki. Są także prywatne osoby, które mnie wcześniej nie znały i oferują swoją pomoc. W tych bardzo trudnych dla mnie chwilach doświadczyłam bardzo dużo dobroci – twierdzi kobieta.
Oczywiście potrzeb jest bardzo dużo. Katarzyna Glenc od trzech lat stara się o mieszkanie komunalne. Nie ma stałej pracy, a co za tym idzie, środków na rehabilitację i leczenie dwójki chorych dzieci. Wszystkie osoby, które są zainteresowane pomocą prosimy o kontakt z redakcją.
Rafał Jabłoński