Męski taniec
Przez trzy dni w RCK panowała „Taneczna Rewolucja”. Mowa o warsztatach tanecznych.
– Zawsze można kogoś czegoś nauczyć, nawet w pół godziny. Na przykład podejścia do świata. Dla chcącego nic trudnego – zauważa Łukasz Wykrota aka Huher, jeden z instruktorów prowadzących warsztaty tańca w Rybnickim Centrum Kultury.
Ich uczestnicy przez trzy dni ćwiczą taniec współczesny, nowoczesny, jazz i break dance. – Wybrałyśmy wszystkie zajęcia poza break dance, bo to raczej męski taniec. No i nie lubimy za bardzo towarzyszącej mu muzyki – wyznają Monika Goik i Alicja Woszkowska. To oznacza, że spędzą codziennie na parkiecie po kilka godzin. – Niedawno wróciłam z tygodniowych warsztatów tańca w Poznaniu, więc tu w Rybniku jest ciąg dalszy – zauważa ze śmiechem Goik, która na co dzień tańczy w zespołach „Błysk” i „Medea”, prowadzonych przez Izabelę Barską-Kaczmarczyk. Warsztaty to dla niej szansa rozwoju. Dla jej młodszej koleżanki z zespołów, gimnazjalistki Alicji Woszkowskiej, taniec jest po prostu pasją. Jednak nie odpuszcza okazji, by nauczyć się czegoś nowego. – Wróciłam do Polski z zagranicy dziś o 4 rano i teraz brakuje mi trochę sił, ale bardzo mi się podoba na zajęciach – stwierdza.
Ze słabości siła
– Jestem zaskoczona tym, że dziewczyny tyle potrafią i im się chce. Bardzo intensywnie pracują. Nawet przerwy wykorzystują, żeby popróbować nowe elementy – podsumowuje prowadząca zajęcia z tańca współczesnego Aleksandra Holesz, kiedyś tańcząca w Teatrze Tańca Navras, a od ubiegłego roku w grupie Wahadło. Sama chętnie bierze udział w warsztatach jako uczennica. Ma za sobą udział m.in. w trwającej dwa tygodnie Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego, organizowanej przez Śląski Teatr Tańca w Bytomiu. – Jak samemu się prowadzi zajęcia, to też jest to niezła szkoła. Pokazując, tłumacząc i ucząc innych, człowiek sam się uczy, bo zauważa swoje braki – komentuje Holesz. Nieco inaczej sprawa wgląda w przypadku break dance. – To taniec, który wymaga dużo własnej pracy, żeby z jakiejś swojej słabości uczynić siłę – wyznaje aka Huher. Sam dopiero po ośmiu latach ćwiczeń był zadowolony ze swoich postępów. Właśnie wybiera się na zawody do San Francisco. – Oczywiście staram się dostosować poziom do możliwości uczestników. Chodzi o to, żeby się czegoś nauczyli, ale żeby to była też dla nich zabawa – kwituje Wykrota. A choć podobno break dance to męski taniec, na prowadzonych przez niego zajęciach są niemal same dziewczyny.
– Jestem zaskoczona tym, że dziewczyny tyle potrafią i im się chce. Bardzo intensywnie pracują. Nawet przerwy wykorzystują, żeby popróbować nowe elementy – podsumowuje prowadząca zajęcia z tańca współczesnego Aleksandra Holesz, kiedyś tańcząca w Teatrze Tańca Navras, a od ubiegłego roku w grupie Wahadło. Sama chętnie bierze udział w warsztatach jako uczennica. Ma za sobą udział m.in. w trwającej dwa tygodnie Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego, organizowanej przez Śląski Teatr Tańca w Bytomiu. – Jak samemu się prowadzi zajęcia, to też jest to niezła szkoła. Pokazując, tłumacząc i ucząc innych, człowiek sam się uczy, bo zauważa swoje braki – komentuje Holesz. Nieco inaczej sprawa wgląda w przypadku break dance. – To taniec, który wymaga dużo własnej pracy, żeby z jakiejś swojej słabości uczynić siłę – wyznaje aka Huher. Sam dopiero po ośmiu latach ćwiczeń był zadowolony ze swoich postępów. Właśnie wybiera się na zawody do San Francisco. – Oczywiście staram się dostosować poziom do możliwości uczestników. Chodzi o to, żeby się czegoś nauczyli, ale żeby to była też dla nich zabawa – kwituje Wykrota. A choć podobno break dance to męski taniec, na prowadzonych przez niego zajęciach są niemal same dziewczyny.
Beata Mońka